Przeglądając lutową Burdę trafiłam na "punkowe" stylizacje. Hymmm, taki punk jaki magazyn. Podążając tą drogą, nasunęła mi się myśl: sukienka (a jakże!) z wykończeniami z ekoskóry. Będzie wystarczająco punkowa, jak na Burdę, z której modeli mam zamiar skorzystać.
Obłożyłam się Burdami i rozpoczęłam poszukiwania odpowiedniego modelu. Sukienka, sukienka, sukienka...może tym razem nie z dzianiny, może coś ambitniejszego? Jakieś zaszewki, francuskie cięcia? Ale materiał to dzianina - jersey dosyć gruby i w pepitkę beżowo czarną.
W między czasie zdążyłam zapomnieć czego szukam, bo, co rusz, atakowały mnie modele, których jeszcze nie szyłam, a które koniecznie muszę mieć. Otrząsnąwszy się, powróciłam do sukienek.
Model wybrałam.
Oczywiście, sprawdziłam wcześniej, co i jak szyć,
w tej kwestii jest nieocenionym źródłem.
Jednak moja Łuczniczka zastrajkowała. Nie pomogły zmiany igieł, stopki, nici - szyć nie chciała. Eko-skóra i jersey, to było za dużo. Zmasakrowałam przez to odszycie tyłu. Stąd tyle tam szwów, ale już nie chciałam pogarszać sprawy, bo niestety wielokorotne przeszywanie eko-skóry pozostawia ślady, więc zostało tak, jak jest.
Potem zmieniłam maszynę, na model starszy i mocniejszy, Finesse - Zakłady Metalowe Łucznik. Poszło jak z płatka. Pod elementy z eko-skóry podłożyłam jersey, gdyż eko-skóra lubi przyklejać się do naszej własnej skóry. Do tego pod wpływem temperatury ciała lubi się rozciągać. Przy krojeniu się przesuwa, więc lepiej kroić każdy element osobno. Można prasować, najlepiej przez coś - ja wykorzystałam siatkę do prasowania.
Nie podklejałam flizeliną, bo obawiałam się, że będzie za sztywne. W efekcie okazało się, że mogłam podkleić odszycie dekoltu,ale ...co do reszty nie było to konieczne, jersey był wystarczająco gruby.
Na ramionach poszczególne elementy zostały dopasowane niemal idealnie.
Z tyłu zrobiłam zaszewki, by sukienka ładnie się układała.
Sukienka oczywiście bez metki, bo metki "gryzą" ;)
Punk wyraził się jedynie w glano-podobnych butach...