Co zrobić, gdy ubranie nie ma metki i nie wiadomo, gdzie przód, a gdzie tył? Proste, zakładamy najpierw, według norm ogólnie przyjętych, czyli większy dekolt z przodu. Wykonujemy kilka wygibasów przed lustrem: robimy wdech, wciągamy brzuch, do przodu pierś, opuszczamy jedno ramię kiecki niżej, mrużymy oczy, dzióbek i takie tam... eee nie, nie najlepiej, taki wniosek końcowy. No to przekładamy sukienkę tyłem na przód. Dzianina wiele wybacza, bo się naciąga. Wciągamy co się da na wdechu, nie oddychamy, nie oddychamy, nie oddychamy.... dłużej nie dajemy rady i tak, to jest to! Przód zabudowany, a na tyłach uroczy dekolt, i tak miękko spływa ku dołowi, no i to rozcięcie z boku, aaaa tam, że z prawej strony, no to co. I już ją lubimy.
Materiał to dzianina z dodatkiem wiskozy, w etno wzory. Kolor turkusowy. Na nic zdała się mantra powtarzana przed progiem sklepu: tylko materiały na podkoszulki, tylko materiały na podkoszulki, tylko materiały na podkoszulki dla Męża...Ostrzegałam, że tak się to może skończyć. Nooo, ale w końcu sukienka dla mnie, ale jakby dla Męża...
Ten model sukienek niedługo będę kroiła i szyła z zamkniętymi oczami. Cóż, skoro pomiędzy portkami, podkoszulkami i bluzami, tylko na takie szycie starcza czasu.