Jednostka domowa
Wspomniałam o wyrzuceniu starych dresików bez wyrazu? Wspomniałam. A że to rok realizacji postanowień, więc szaraki poszły w kosz. Nawet nie zareagowałam, jak wołały: nie wyrzucaj nas, nie wyrzucaj, jeszcze się przydamy.... A poszły won! No i poszły. Miałam fajną bakłażanową dzianinę pętelkową, o dobrym splocie i z odpowiednim dodatkiem włókien rozciągliwych. Uszyłam sukienkę. Szyłam, szyłam. W zasadzie żadnego "slow", raczej "fast sewing". Wiadomo, czasem efekt jest potrzebny od zaraz. Dzianina dobrze się szyła.
Przymiarka - jest ok. Wszyłam odszycie przy półgolfie. Poobcinałam nitki - nawet te w środku, chociaż "do środka nikt Ci nie będzie zaglądał". Ubieram, zasuwam srebrny, ozdobny zameczek iiii...co jest?! To się ma tak marszczyć pod szyją? Coś źle zrobiłam. Z pewnością odszycie za mocno naciągnęłam w stosunku do materiału i teraz się marszczy. Prujemy. Oddzieliłam odszycie od stójki, ... a tak ładnie było wszyte. Mierzę jeszcze raz, no kurcze, też się zwija.... Poszłam po rozum do głowy i sięgnęłam do Burdy nr 11/2015. A tam, na rysunku technicznym, nic się nie zwija, więc na pewno coś źle wycięłam, zeszyłam(?). Coś mi szepnęło, żeby zerknąć na zdjęcie. Sukienka na modelce... nooo... tam to się zwija i to jeszcze bardziej niż u mnie! I jeszcze sobie zamek rozsunęła, cwaniara, bo pewnie ją"ciaśniło" w szyjkę. Mnie nie "ciaśni", ale dobrze, że sprawdziłam u źródła, że zwija się z założenia. A mówili: czytaj do końca polecenia... Mówili? Mówili. To wszyłam odszycie z powrotem. Tak oto stałam się posiadaczką sukienki domowej. Jakieś logo sponsora? Zapraszam, mnóstwo miejsca na reklamę :) A sorki, sorki, bez metki miało być.