Rosnące Pi

 Pi jako stała matematyczna, stałą matematyczną zostało.

 Pi w ludzkiej postaci etap 3,14 przekroczyło dawno temu i, obawiam się, że stałą małą matczyną nie chce zostać.

Pi urosło na długość i na szerokość i mówi, że już mu żeberek nie widać. Aczkolwiek obwody nadal utrzymują się dolnych granicach. Pi ma długie nogi, szybko biegające za piłką. Pi lubi sobie pospać, szczególnie rano. Pi ma ulubiony kocyk, który zabierze ze sobą jak będzie duży i nie będzie mieszkał już z mamą... Pi lubi Pi-żamki. Najbardziej takie, których nikt nie ma.

  A takiej nikt nie ma : bluza z dzianiny w pasy, spodnie z szarego lnu. Zaszalałam i spodnie podwinęłam na taśmie, a sznurek przeszyłam podstępnie, żeby go nie dało się wyciągnąć, jak to do tej pory bywało. P powstało z białego punto.

 Po przespanej w piżamce nocy nastał piżama-day.

 Na lodówce pojawiła się lista chętnych na piżamki : F, T, J....

 Lista czeka na realizację, materiał nabiera mocy urzędowej...

 Pi szpanuje, bo dalej ma wyłączność.

Game not over

  Wielka cisza na blogu dobiegła końca. 

  Gra trwa dalej. Szycie trwa dalej. Level ? Nieustająco w górę.

 A oto zaległości: bluzy z Endermanem, czyli ponownie fun-art.

 Materiał: dresówka cienka, a aplikacja z punto na flizelinie. Przy okazji odkryłam fajną klejonkę, która idealnie nadaje się do dzianin, gdyż klej naniesiony jest na elastyczną, także dzianinową, siatkę.

Oczywiście bluzy są dwie w rozmiarach 128 i 154, oczywiście trochę zmieniłam kolorystykę

 ( chociaż nie jestem do końca przekonana, czy się nie pomylą, bo były takie przypadki, gdy większy wciskał się w spodnie mniejszego...ot i sztuka  ) 

 Trochę zaszalałam przy dekolcie, bo cóż taki zwykły ściągacz? Czy jakaś lamówka? Kiedy można sobie młotkiem popukać o 22-ej ?  Zrobiła taką szerszą stójkę, czy też niby golf, górną krawędź przeszyłam, wcześniej waląc wyżej wspomnianym młotkiem, by sznurek miał ładny wlot i wylot. Celowo zrobiłam dłuższą stójkę, niż wymagał tego dekolt, by przy szyciu jej końce nachodziły na siebie. 

I jest, a raczej są. Radość ogromna i podziw kolegów.

Z dzieci na dzieci.

      Podobno przysłowia mądrością narodu, a więc coś z branży odzieżowej: "z dzieci na dzieci, aż się rozleci".

     Przynajmniej raz udało mi się zastosować do tego przysłowia. Do tej pory, w przypadku ubrań ze Starszego na Młodszego, mogłam spokojnie wpisywać "nie dotyczy", mimo tego, że: "drugi chłopak? O, to ubrania już masz!". No niby mam...ale bluzy- jak żagiel, spodnie - Młodszy wchodzi luzem do jednej nogawki... Okazuje się być dosyć "liniowy".

     A tu kurtka jedna okazała się być odpowiednia. Szyłam ją jakiś czas temu (3 lata) na Starszego z Burdy 10/2011, model 139. Wybrałam rozmiar 128, bo do takiego Starszy wówczas pretendował. Wycięłam, przymierzyłam, forma wydała mi się mała. Sprawdziłam, czy nie pomyliłam rozmiaru, ale nie. Rozmiar 128 był ostatnim, czyli największym z proponowanych przez magazyn. Powiększyłam, przedłużyłam. Wykorzystałam miękki materiał z półki " na płaszcze". Do środka wszyłam beżową pikowaną podszewkę z ociepliną, do kaptura beżowy polar. Kawałki tegoż polaru wykorzystałam do umocowania troczków zapięcia. A zapięcie na kołeczki. Bardziej ozdobne niż praktyczne, bo pod plisą zamek.

   Bardzo mi się podobało.  Ale Starszy nie nachodził się tej kurtce za długo. Śmignął w górę, jak zwykle niepostrzeżenie, i wszystkie długości przedłużone stały się za krótkie.

   Po trzech latach Młodszy dorósł do kurtki po Starszym i choć nie te obwody, to jest ok i na spacer i na wygibusy....

Softshell mały, softshell duży.

   Jeżeli weekend zaczyna się w piątek, a niekiedy nawet w czwartek wieczorem i jeżeli przyjmiemy, że jednak w czwartek, to w tak długi weekend nie można nie szyć. A co i z czego i w ilu kopiach, to zależy głównie od stopnia pozytywnego nakręcenia na szycie. Nie można nie szyć, tym bardziej, gdy istnieje wysokie zapotrzebowanie na kurtkę uniwersalną, lekką i zapewniającą ochronę od deszczu, wiatru i chłodu. Nie można nie szyć, gdy wykrój jest, materiał jest, dodatki są, chęci są.

  Softshell moro nabyłam latem po drastycznej cenie 10 zł/m, a to z tego powodu, że był maźnięty białym czymś z obu boków i na całej długości. Środek na szczęście ocalał.

Softshell duży powstał pierwszy. Wykrój 140/146 z Burdy dla Dzieci 1/2009 model 646, powiększony do 152, a właściwie przedłużony.

  Od razu się przyznam, że nie była to moja pierwsza przygoda z tego typu materiałem. Pierwszą zaliczyłam rok temu. Softshell był czarny. Maszyna odmawiała współpracy. Igły zmieniałam niemal na czas, a i tak szyć nie chciały.  Na polu lało i wiało. Powstało coś, czemu można przyglądać się z daleka, a dokładnie się przyglądać nie jest wskazane w ogóle.

  Nauczona doświadczeniem, maszynę zmieniłam od razu na cięższy kaliber, cięższy dosłownie i w przenośni: Łucznik Finesse musiał powstawać z resztek tarana bojowego, jak nic. Nieopatrzne spuszczenie go na nogę grozi ciężkim uszkodzeniem kończyny. Ale za to jak szyje! Nawet nie sprawdziłam, jaka igła jest założona. Szło jak po maśle. Czy to strona lewa, czy prawa, czy dwie warstwy, czy trzy, czy softshell, czy bawełna - maszyna szyła bez oporów. I sąsiedzi okazali się wyrozumiali i nikt nie zgłaszał, że się tłukę... Maszyna do cichych nie należy...

  Do tego  seledynowe zamki, sznurek i lamówki. Szwy wewnętrzne, których nie obszyłam lamówką, potraktowałam nożyczkami z ząbkami.  Zmieniłam kaptur na głębszy. Kurtka na sobotę była gotowa.

  Mały softshell, to już była po prostu taśmowa robota. Zmieniłam rozmiar na mniejszy 128/134, Burda, jak wyżej. Młodszy cieszył się jak zając na wiosnę. Bo najważniejsze: żeby być jak Starszy Brat.

Potworności

   Dostałam zlecenie : uszyć bluzę z potworem.

  Potwór według pomysłu zleceniodawcy : Wrzeszczak.

 Wszystkie resztki na pokład.

 Fajne szycie, takie niestandardowe.

 Do uszycia bluz, powstały dwie, bo ujawnił się mentalny bliźniak zleceniodawcy, użyłam dzianiny szarej (resztki z sukienki

/szyciebezmetki/2014/05/zrobiona-na-szaro.html

 ) i niebiańskiej. Aplikacja Wrzeszczaka z resztek punto, usztywnionych na flizelinie. Dodatkowo podkleiłam miejsce, w którym Wrzeszczak jest przyszyty do bluzy.

 Przy odbiorze padła propozycja, że muszę sobie zrobić dwa Wrzeszczaki dla dużych...

O nie, dzięki, dwa "wrzeszczaki" już mam... ;)

Zaginione

 Dzieci rosną. Na pewnym etapie zmieniają swoją długość z miesiąca na miesiąc i to w sposób zupełnie zaskakujący. Jednego dnia są malutkie słodziutkie, rozkoszniutkie, a następnego chude, jakby nie jadły i długie, jakby je kto naciągał. I pojawiają się problemy modowe : już nie założy tej dziecinnej bluzy z autkiem! A spodnie? Najlepiej szerokie dresy. No i zaczęło się.

 Braki w garderobie

dziecięcej !

- o, co za niefortunne określenie, toż to poważny powód do dąsów - spowodowane: raz -  rośnięciem , dwa - gustem , sprawiły, że przejrzałam arsenał z materiałami i znalazłam pomarańczowy polar, który mocy urzędowej nabierał od jakiegoś czasu oraz dzianinę w paski. Miała być moja, ale paski podobno poszerzają, za to chudym nie zaszkodzą.

 Z polaru jak z polaru, szybko łatwo i przyjemnie. Bluza na styl koszykarski, tak mi się przynajmniej wydawało.

 Zameczek wszyty, żeby główka z ogromem wiedzy przeszła bez szwanku. Kieszenie na papierki po cukierkach, że to niby się nie dowiem, na co poszło kieszonkowe.... he he he... I już.

 Bluza numer 2 - w paski. Trochę więcej kombinowania, bo poza zamkiem jeszcze plisa poprzeczna i kaptur i wykończenie z dzianiny szarej i te paski!

 I padło zdanie: jak to dla mnie, to ja w tym chodzić nie będę! O żeszszszsz, a ja

się tak staram, krwi sobie upuszczam ,żeby dziecię ciepło i ciekawie odziane było, a tu masz - bunt, a przynajmniej pierwsze jego oznaki.

Cóż , wykończyłam. Na półkę położyłam.

 Dnia następnego Starszy poszedł do szkoły w bluzie pomarańczowej - wrócił bez. Bluzy nie ma. Zaginęła. Na pytanie czy szukał, skwapliwie odpowiada, że tak, że wszędzie. Co za poczucie straty! Tak się dobrze szyła, taka miła i ciepła.

 Pech, dnia następnego do wyboru pozostał sweterek w romby lub bluza w paski. Wiadomo, sweterek tylko w niedzielę i to z bólem serca. Z rozpaczą w oczach "co ludzie powiedzą?", zawdział bluzę w paski. Wrócił bez!!!! Ożeszszsz, na złość mnie i by pozbyć się wrednego ciucha, zgubił!!! Może ktoś mu powiedział, że nie fajna, że... matczyne serce zalało współczucie. Cóż, pech....

 Ale... pojawiła się też taka myśl, lekki podszept krawieckiego ego : no no , jak już moje uszytki kradną, to muszę nieźle szyć...

 Jak to jednak bywa, przypadki rządzą losem. Niedawno, będąc w szkole, podzieliłam się moimi podejrzeniami o działalności kolekcjonera ubrań i otrzymałam odpowiedź, że przecież pani z szatni na pewno coś wie o rzeczach zagubionych. Wiedziała, a jakże! Pomarańczowa bluza i w paski leżały sobie na półce z rzeczami znalezionymi na terenie szkoły, a było tego trochę...

 Tu nie szukał. No wiadomo, lekcje się tu nie odbywają.

Bluzy odnalezione.