Macie takie ciuchy, które uwielbiacie i z którymi nie możecie się rozstać, mimo upływu lat?
Najgorzej rozstaje mi się z rzeczami, które szyłam, a ponieważ mam ich już całą szafę....nie jest łatwo. Sentyment jest ogromny i najczęściej lądują w piwnicy, bo może kiedyś, bo szkoda, taki fajny materiał...
Mam takie dwie sukienki: dwa różne materiały, ten sam wykrój.
Czarna - chociaż za czarnym nie przepadam - wspaniały materiał, trafił w moje ręce na skutek porządków u znajomej. Świetnie się szyło, dobrze się nosi. Nic dodać nic ująć.
Beżowa - z tego to się spodnie szyje ( grubsza bawełna), usłyszałam na początku - jak spodnie, jak sukienkę chciałam? Beżowej nie miałam. Och, najwyżej "do pola będzie". Powstała sukienka i do pracy i do piachu..., tzn. na plac zabaw.
Do dzisiaj najgorzej jest zaraz po praniu i wyschnięciu. Prasowania ze 20 min, a potem pod wpływem krzywizn ciała, siadania, wstawania i innych wygibasów dostosowuje się i jest bardzo wygodna. I lubię ją bardzo.
Obie i czarna i beżowa mają zamki kryte, odszycia wokół dekoltu i podkroju pach. I liczę, że zostaną ze mną jeszcze na długo...