Before party.
Postanowiłam być przygotowaną na ewentualne niespodziewane party. Ewentualne niespodziewane party nie wiadomo kiedy nastąpi, ale nie ma wątpliwości, że nastąpi. Wobec tego, by uniknąć gorączkowego grzebania po szafach, wertowania stosów Burd, przeszukiwania półek za odpowiednim materiałem i szycia po nocach, postanowiłam być przygotowaną. Postanowiłam wzbogacić swą garderobę w sukienkę uniwersalną. Sukienkę, której fason i kolor nie będzie de mode, bez względu na trendy w modzie. Sukienkę, w której będę się czuła dobrze. I z połyskiem.
Materiał (1,20 m) - satyna bawełniana, z pewną domieszką syntetyków - dla rozciągliwości, z subtelnym połyskiem dla elegancji. Kolor, jak widać, kawa z mlekiem. Podszewka elastyczna (1 m) - bo tak, sukienka jest na podszewce. Satyna bawełniana bez podszewki nie wygląda dobrze, chyba że: primo - ma się idealną figurę (bo poprzez swój połysk satyna świetnie podkreśla nasze "nabyte nierówności") lub jest się manekinem, secundo - jest to koszulka nocna. Kolejna zaleta podszewki w sukienkach z satyny - mniej się gniotą i nie wybijają się na pupie. Cóż jeszcze? Zamek kryty z tyłu. Odszycia podklejane flizeliną elastyczną. A fason... ach fason! Super. Kolejna sukienka, gdzie przód taki skromny, a tył - dekolt V - cudo. Oczywiście wykrój pochodzi z Burdy, numer 2/2009, model 124. I tak sobie myślę, a może taką z koronki, bo ta satyna...
A czy się pokuszę jeszcze kiedyś na szycie sukienki z satyny i na podszewce, to się okaże. Wolę podszewkę wszywać do płaszcza...