Wygrałam plebiscyt na najgorszy pomysł ubiegłego tygodnia. Najgorszym pomysłem ubiegłego tygodnia było stanięcie na wadze. I to nie stanięcie przypadkowe, bo akurat myłam lustro i ta waga tak pod lustrem, i byłoby trochę wyżej... Nie, to była świadoma i nieprzymuszona decyzja. Okazała się najgorszą z ostatnio podjętych. No więc, stanęłam na wadze i mało brakowało, a spadłabym z niej, dotkliwie się tłukąc i byłby to jedyny odnotowany spadek z wagi. Tak, doznałam szoku, a nawet migotania komór, nagłego skoku ciśnienia i bezdechu. Po przywróceniu podstawowych funkcji życiowych, w moim umyśle rozbłysło słowo: dieta. Od razu się wkurzyłam. Jeszcze nie podjęłam żadnych ograniczeń spożywczych, a już byłam wściekła. Zamiast depresji jesiennej, jednym krokiem, zafundowałam sobie jesienną agresję. Postanowiłam ją rozładować, oczywiście szyjąc (worka treningowego pod ręką nie miałam, ale kiedyś go sobie uszyję, nawet wiem z czego- ze starej kołdry!!!). Wybrałam materiał w lamparci deseń jako wyraz mojej agresji. 120 cm! 120 cm lamparciej pikówki szerokiej na 150 cm! Carramba! Agresja nie znika. Pomysł na sukienkę jest, materiału oczywiście za mało. Zaczynam szukać wykroju na górę (na dół zamierzam adaptować model spódnicy z MyImage). Wertuję raz, nic (a na pewno wykrój miałam), wertuję drugi raz, nic. Za trzecim razem sięgam po archiwalne segregatory, nic. Wracam do tych bardziej aktualnych, z myślą, że trudno, będę szukać Burdy i co... i wykrój sobie spoczywa w koszulce, jakby nigdy nic, w pierwszym z przeglądanych segregatorów. Agresja poziom 8, do tego problemy ze wzrokiem. Zaczynam kroić, a raczej improwizować nad materiałem, żeby wyszło. Udaje mi się skroić całą górę, przód, tył i rękawy, tył spódnicy i część wierzchnią przodu. Część spodnią przodu wycinam z czarnego punto, którego oczywiście nie mogłam zlokalizować. Agresja 9. Nooo i oczywiście z powodu stanięcia na wadze, kroję sobie sukienkę z większym zapasem materiału. Ma to zapewnić komfort przy szyciu. Niestety, powoduje utrzymanie wkurzenia na poziomie 9: musiałam zwężać! Boki, podnieść na ramionach, i dorobić zaszewki na tyle spódnicy, których nie było, a bez których (mimo elastyczności dzianiny) kiepsko układał się tył. I na tym etapie szycia, poziom agresji zaczął się obniżać: zbawienna moc zwężania.
Teraz mogę śmiało powiedzieć, że uszyłam sukienkę w afekcie. Nie wiem, czy panterka jest mi do końca pisana, bo nigdy takiej nie nosiłam. Materiał jest świetny: dzianinowa pikówka, z dużą ilością poliestru i włókien elastycznych nie wybija się i nie wymaga podszewki. Jest dobrym wyborem na jesienno zimową cieplejszą sukienkę. Góra, model 122 z Burdy 11/2012, jest bardzo dobrą bazą, do której można dobierać doły według uznania. Mnie bardzo spodobała się zakładana spódnica z magazynu MyImage. Przełamanie jej czarnym puntem było trafną decyzją. A po obejrzeniu zdjęć "z sesji" stwierdziłam, że czarnych akcentów mogło być więcej. Panterka momentami, zależnie od ustawienia, za bardzo się zlewa. I, jak to często bywa, dopiero na zdjęciach zauważyłam, że materiał miał obszary jaśniejsze i ciemniejsze i oczywiście na mojej sukience wypadają one nie tam gdzie mogłyby być, co dało efekt piątego miesiąca ciąży... Hymmm...
W kwestii wagi, teraz staję na niej codziennie. Postanowiłam się więcej ruszać, bo siedzenie przy maszynie jednak ma swoje minusy. Po pierwszym dniu, tak bolały mnie uda, że nie mogłam usiąść, po drugim - nie mogłam rąk do góry podnieść, po trzecim - odnotowałam obecność mięśni głębokich brzucha. W czwarty dzień poszłam na basen i pływając, tak walnęłam stopą w te boje rozdzielające tory, że mam spuchnięty czwarty palec u nogi...