Prosta historia.
Sprawa przedstawia się następująco: zamarzył mi się kołnierzyk. Kołnierzyk motylek. Podpatrzyłam w jednej takiej gazecie, która przedstawia wiodące trendy (doprawdy propozycje są powalające - powalają głównie ceny). Taki kołnierzyk, samoistny byt, nadaje charrrakteru każdej kreacji. No więc sukienka. Najlepiej czarna. Najlepiej mała czarna. Materiał się znalazł. Leżał na półce opisanej: "co to ja z tego nie uszyję!". Oczywiście było go za mało: 1,30 m!!! 130 cm materiału mięsistego, lejącego, z lekką nutą włókien naciągliwych, o jakże wdzięcznej nazwie "andżelika". W związku z materialnymi ograniczeniami, połączyłam dwa wykroje: góra - model 101, Burda 2/2014, dół, bez kieszeni - model 102, Burda ta sama. Na żaden z wyżej wymienionych modeli 130 cm materiału nie starczyłoby, ale od czego jest zakrojone na szeroką skalę kombinatorstwo? Połączone modele ułożyły się w jedną całość. I wiecie co? Powstał model idealny. Serio, serio. Wykroiłam, zeszyłam i.... i.... i nie musiałam nic poprawiać!!! Hurra!!! Było idealnie, perfekcyjnie i w ogóle super. Nawet pomiędzy górną częścią pleców a wystającą dolną częścią nie utworzyła się "bołda" (tzn. materiał się nie zmarszczył, co zwykle prowadzi u mnie do powstawania dodatkowych zaszewek). Oczywiście "andżelika" nie dzianina, a więc nie naciągnie się. Dlatego też sukienka zalicza się do odzieży "korekcyjno-ortopedycznej". Już tłumaczę: zakładając sukienkę z takiej tkaniny należy odpowiednio ułożyć sylwetkę: plecy prosto, podbródek do przodu, brzuch wciągnięty (do kręgosłupa, wzmacniamy mięśnie i pleców i brzucha), pośladki spięte.... i tak do 67 roku życia. Aaaa i nie zapomnieć o obcasie. But na obcasie musi być! No i kołnierzyk motylek, który zakończył jakże prostą historię małej czarnej. Z kołnierzykiem nie było tak łatwo, bo primo: nie miałam gotowego wykroju (więc znowu kombinatorstwo), secundo: zszywanie okazało się karkołomnym wyczynem (te wszystkie zakręty), tertio: po uszyciu nadawał się tylko do prania. I zeszło mi na nim dłużej niż nad sukienką... (chyba to opiszę w osobnym poście). Ale po połączeniu wszystkiego i napięciu odpowiednich mięśni, jest całkiem, całkiem.