Epizod 36/52

 Z cyklu: tkaniny nierokujące. Leżą sobie takie zwinięte, wciśnięte na sam koniec regału. Najczęściej mają atrakcyjnie niską cenę i niekiedy okraszone są komentarzem: z tego ubrań się nie szyje. Bo za sztywne, bo nadruk niezbyt trwały, bo za sztuczne lub splot za rzadki i zaciągają się za bardzo. No po prostu: z tego się nie szyje.

 Materiał beżowy, z czerwonym nadrukiem, z pewnością należał do grupy materiałów nierokujących: trochę sztywny, mnący z racji bycia bawełnianym, do tego nadruk o niewiadomej trwałości. Najlepszy sposób na sprawdzenie, to wyprać ją. Oczywiście po uprzednim zakupieniu. Woda plus detergenty, plus tryb prania w 40 stopniach i oto efekty: materiał stał się jeszcze bardziej sztywny - można było uformować go w namiocik! Namiocik jednak nie był jego przeznaczeniem. Natomiast nadruk roślinny nic a nic nie stracił na swej urodzie i dalej prowokował wyobraźnię i zachęcał do szycia. Zanim jednak wbita została pierwsza szpilka, materiał musiał się wysuszyć. Po czym okazało się, że na skutek wyżej podjętych działań, tkanina zyskał całkiem sporo zagnieceń, którym żelazko nie dało rady.  Kierując się jego bawełnianym charakterem, doszłam do wniosku, że sukienka i tak będzie się mięła zaraz po założeniu, a zagnieceń aż tak nie widać... Wybrałam model 105 z Burdy 5/2016. I teraz powinnam napisać, że nic nie zmieniłam w wykroju, że szyło mi się świetnie, i że nic nie miałam do poprawy po pierwszej przymiarce. Niestety, już pierwsze stwierdzenie mija się z prawdą: ozdobnych patek nie doszyłam i zmieniłam rękawy. Mogłam przyszyć zgodnie z zaleceniami, krótkie rękawy, ale miałyby wtedy fragment czerwonego nadruku. Nadruk wypadał tak niefortunnie, że psuł całą sukienkę. Na jednolite, beżowe, rękawy nie było na tyle tkaniny. Mając do wyboru albo, albo, wybrałam wersję drugą w mocno okrojonej wersji, niemal fragmentarycznej. Ach, i zamiast odszyć, dekolt potraktowałam czerwoną wypustką. Dzięki temu beż sukienki nie zlewa się ze mną. Potem już szyło się dobrze..., że maszyna trochę się tłukła... i że igły zmieniałam kilkakrotnie..., trochę sztywny materiał, to znaczy: miał za gęsty splot. A po pierwszej przymiarce tylko troszeczkę pogłębiłam zaszewki tylne spódnicy. Mogę więc śmiało powiedzieć, że model 105 jest naprawdę bardzo udany. Będzie należał do jednego z moich ulubionych. Następnym razem obniżę wysokość talii. Jak dla mnie trochę za wysoko wychodzi.  

Epizod 18/52

 

Po ostatnim grubszym sprzątaniu, nie tylko zewnętrznym, ale i dogłębnym wewnętrznym, doszłam do wniosku, że jak kupię jeszcze jeden kawałek materiału... "Ale, Kochanie, to wszystko na spodnie dla Ciebie i dla Nieletnich, o i na koszule, no popatrz tak się ta kratka schowała...". I jak jeszcze jeden kawałek kupię, to gdzie go upcham? I poszłam i kupiłam! Różową pepitkę ze szlakiem granatowo-beżowym po obu stronach długości! Kupiłam, a w związku z tym, że w szafie z materiałami już nie ma miejsca, zamieniłam ją od razu na sukienkę - tam jeszcze jest miejsce. Różowa pepitka ze szlakiem, lacosta, zadziałała na mnie taką chemią, że musiałam, po prostu musiałam ją nabyć. Chemia okazała się być nie tylko w przenośni. Materiał, po wypraniu (zawsze piorę przed szyciem), wysuszeniu, a w trakcie prasowania, wydzielał charakterystyczną woń octu (ale tylko w trakcie prasowania). Zapewne na etapie produkcji, zadziałano na tkaninę czynnikiem chemicznym, by w przyszłości nie puszczała farby. I nie puszcza, róż grantem nie zagrożony. Ja na materiał zadziałałam nożyczkami, szpilkami i maszyną do szycia. Wykrój wyciągnęłam z archiwum, Burda 1/2007, model 106, sprawdzony, tzn.: nadawał się idealnie do kratki (znowu!). Tak, jak poprzednim razem, musiałam zwiększyć podkrój pach i linie dekoltu z przodu oraz z tyłu. Odszycia sobie darowałam, zastąpiłam je: przy dekolcie wypuską, przy podkroju pach pliską ze skosu. I co ja bym zrobiła, gdyby nie szlak granatowo-beżowy?! Toż on nadał sens istnienia całej sukience. Bez granatu i beżu byłaby różową pepitką i na pewno nie dla mnie. Dodatkowo podziałałam z resztką materiału i uszyłam długi, na 120cm (więcej nie było) prostokąt, podwójnie złożony, o wielorakim zastosowaniu: może być opaską, może być ciekawym zwisem u szyi, może też być po prostu paskiem. Gdyby nie ten granat... to zapewne on tę chemię wydzielał... 

Epizod 10/52

Dziesiątka na czas.

No proszę, dziesiąta sukienka. Jak ten czas leci! Czas na szycie, który jest coraz cenniejszy. Czas, który dziwnie się kurczy, chociaż doba ma nadal 24 godziny. Gdyby nie przemożna potrzeba snu...jeszcze tyle można byłoby zrobić. Ech... jakiś przedłużacz czasu, albo super organizator i osobisty poganiacz, który będzie krzyczał: do roboty, do roboty i wymachiwał nahajką.  W związku z tym czasem na szycie, dobrze jest mieć w szafie dzianinę punto. Najlepiej w jakiś wzór. Dobrze jest mieć gotowy wykrój, na przykład model 128 z Burdy 11/2013. Dobrze jest mieć pomysł, który łączyłby i materiał i model. Dobrze jest, gdy nic nie trzeba zmieniać. Dobrze się wtedy szyje. Moja "dziesiąteczka" bardzo prosiła się o uszycie. Materiał czekał wyjątkowo krótko, jak na leżakującą tkaninę.  Był to piękny kupon dzianiny punto w niebieski wzór. Ponieważ zakładałam uszycie sukienki na teraz, dokupiłam  czarnego punto na rękawy. Model - trzy elementy: przód, tył i rękaw, z wykroju dla " blondyneczek niedużych".  Poziom trudności 3 z zamkniętymi oczyma. Na etapie krojenia dodałam 4 cm na wysokości talii, by nie tylko " blondyneczki nieduże" dobrze wyglądały w tym modelu. Pierwsza przymiarka odkryła, że dzianina, jak papier, wiele zniesie, ale moje mięśnie nie do końca. Bo kto wytrzymałby z ramionami wyciągniętymi przed siebie, by na połączeniu rękawa z tyłem nie robił się garb? Jakiś jogin pewnie... No i trochę za szeroka pod pachami była. Odprułam rękawy. Zwęziłam od pachy do talii. Wszyłam rękawy, z tyłu korygując garb, zmniejszyłam łuk rękawa. Z przodu tenże rękaw wszyłam głębiej.  Niebieskie wypustki powstały z paska, który był tylko z jednej strony kuponu.  Sukienka, pewnie dzięki wzorowi, prezentuje się bardzo fajnie i jak to z punto bywa, jest bardzo wygodna. A za kilka dni odbędzie się porównywarka i zobaczymy, czy "Mama ma zawsze rację". Zapraszam ponownie :)