Dziesiątka na czas.
No proszę, dziesiąta sukienka. Jak ten czas leci! Czas na szycie, który jest coraz cenniejszy. Czas, który dziwnie się kurczy, chociaż doba ma nadal 24 godziny. Gdyby nie przemożna potrzeba snu...jeszcze tyle można byłoby zrobić. Ech... jakiś przedłużacz czasu, albo super organizator i osobisty poganiacz, który będzie krzyczał: do roboty, do roboty i wymachiwał nahajką. W związku z tym czasem na szycie, dobrze jest mieć w szafie dzianinę punto. Najlepiej w jakiś wzór. Dobrze jest mieć gotowy wykrój, na przykład model 128 z Burdy 11/2013. Dobrze jest mieć pomysł, który łączyłby i materiał i model. Dobrze jest, gdy nic nie trzeba zmieniać. Dobrze się wtedy szyje. Moja "dziesiąteczka" bardzo prosiła się o uszycie. Materiał czekał wyjątkowo krótko, jak na leżakującą tkaninę. Był to piękny kupon dzianiny punto w niebieski wzór. Ponieważ zakładałam uszycie sukienki na teraz, dokupiłam czarnego punto na rękawy. Model - trzy elementy: przód, tył i rękaw, z wykroju dla " blondyneczek niedużych". Poziom trudności 3 z zamkniętymi oczyma. Na etapie krojenia dodałam 4 cm na wysokości talii, by nie tylko " blondyneczki nieduże" dobrze wyglądały w tym modelu. Pierwsza przymiarka odkryła, że dzianina, jak papier, wiele zniesie, ale moje mięśnie nie do końca. Bo kto wytrzymałby z ramionami wyciągniętymi przed siebie, by na połączeniu rękawa z tyłem nie robił się garb? Jakiś jogin pewnie... No i trochę za szeroka pod pachami była. Odprułam rękawy. Zwęziłam od pachy do talii. Wszyłam rękawy, z tyłu korygując garb, zmniejszyłam łuk rękawa. Z przodu tenże rękaw wszyłam głębiej. Niebieskie wypustki powstały z paska, który był tylko z jednej strony kuponu. Sukienka, pewnie dzięki wzorowi, prezentuje się bardzo fajnie i jak to z punto bywa, jest bardzo wygodna. A za kilka dni odbędzie się porównywarka i zobaczymy, czy "Mama ma zawsze rację". Zapraszam ponownie :)