Epizod 10/52

Dziesiątka na czas.

No proszę, dziesiąta sukienka. Jak ten czas leci! Czas na szycie, który jest coraz cenniejszy. Czas, który dziwnie się kurczy, chociaż doba ma nadal 24 godziny. Gdyby nie przemożna potrzeba snu...jeszcze tyle można byłoby zrobić. Ech... jakiś przedłużacz czasu, albo super organizator i osobisty poganiacz, który będzie krzyczał: do roboty, do roboty i wymachiwał nahajką.  W związku z tym czasem na szycie, dobrze jest mieć w szafie dzianinę punto. Najlepiej w jakiś wzór. Dobrze jest mieć gotowy wykrój, na przykład model 128 z Burdy 11/2013. Dobrze jest mieć pomysł, który łączyłby i materiał i model. Dobrze jest, gdy nic nie trzeba zmieniać. Dobrze się wtedy szyje. Moja "dziesiąteczka" bardzo prosiła się o uszycie. Materiał czekał wyjątkowo krótko, jak na leżakującą tkaninę.  Był to piękny kupon dzianiny punto w niebieski wzór. Ponieważ zakładałam uszycie sukienki na teraz, dokupiłam  czarnego punto na rękawy. Model - trzy elementy: przód, tył i rękaw, z wykroju dla " blondyneczek niedużych".  Poziom trudności 3 z zamkniętymi oczyma. Na etapie krojenia dodałam 4 cm na wysokości talii, by nie tylko " blondyneczki nieduże" dobrze wyglądały w tym modelu. Pierwsza przymiarka odkryła, że dzianina, jak papier, wiele zniesie, ale moje mięśnie nie do końca. Bo kto wytrzymałby z ramionami wyciągniętymi przed siebie, by na połączeniu rękawa z tyłem nie robił się garb? Jakiś jogin pewnie... No i trochę za szeroka pod pachami była. Odprułam rękawy. Zwęziłam od pachy do talii. Wszyłam rękawy, z tyłu korygując garb, zmniejszyłam łuk rękawa. Z przodu tenże rękaw wszyłam głębiej.  Niebieskie wypustki powstały z paska, który był tylko z jednej strony kuponu.  Sukienka, pewnie dzięki wzorowi, prezentuje się bardzo fajnie i jak to z punto bywa, jest bardzo wygodna. A za kilka dni odbędzie się porównywarka i zobaczymy, czy "Mama ma zawsze rację". Zapraszam ponownie :)

Epizod 9/52

Jednostka domowa

 

Wspomniałam o wyrzuceniu starych dresików bez wyrazu? Wspomniałam. A że to rok realizacji postanowień, więc szaraki poszły w kosz. Nawet nie zareagowałam, jak wołały: nie wyrzucaj nas, nie wyrzucaj, jeszcze się przydamy.... A poszły won! No i poszły. Miałam fajną bakłażanową dzianinę pętelkową, o dobrym splocie i z odpowiednim dodatkiem włókien rozciągliwych. Uszyłam sukienkę. Szyłam, szyłam.  W zasadzie żadnego "slow", raczej "fast sewing". Wiadomo, czasem efekt jest potrzebny od zaraz. Dzianina dobrze się szyła.

Przymiarka - jest ok. Wszyłam odszycie przy półgolfie. Poobcinałam nitki - nawet te w środku, chociaż "do środka nikt Ci nie będzie zaglądał". Ubieram, zasuwam srebrny, ozdobny zameczek iiii...co jest?! To się ma tak marszczyć pod szyją? Coś źle zrobiłam. Z pewnością odszycie za mocno naciągnęłam w stosunku do materiału i teraz się marszczy. Prujemy. Oddzieliłam odszycie od stójki, ... a tak ładnie było wszyte. Mierzę jeszcze raz, no kurcze, też się zwija.... Poszłam po rozum do głowy i sięgnęłam do Burdy nr 11/2015. A tam, na rysunku technicznym, nic się nie zwija, więc na pewno coś źle wycięłam, zeszyłam(?). Coś mi szepnęło, żeby zerknąć na zdjęcie. Sukienka na modelce... nooo... tam to się zwija i to jeszcze bardziej niż u mnie! I jeszcze sobie zamek rozsunęła, cwaniara, bo pewnie ją"ciaśniło" w szyjkę. Mnie nie "ciaśni", ale dobrze, że sprawdziłam u źródła, że  zwija się z założenia. A mówili: czytaj do końca polecenia... Mówili? Mówili. To wszyłam odszycie z powrotem. Tak oto stałam się posiadaczką sukienki domowej. Jakieś logo sponsora? Zapraszam, mnóstwo miejsca na reklamę :) A sorki, sorki, bez metki miało być. 

Epizod 8/52

Before party.

Postanowiłam być przygotowaną na ewentualne niespodziewane party. Ewentualne niespodziewane party nie wiadomo kiedy nastąpi, ale nie ma wątpliwości, że nastąpi. Wobec tego, by uniknąć gorączkowego grzebania po szafach, wertowania stosów Burd, przeszukiwania półek za odpowiednim materiałem i szycia po nocach, postanowiłam być przygotowaną. Postanowiłam wzbogacić swą garderobę w sukienkę uniwersalną. Sukienkę, której fason i kolor nie będzie de mode, bez względu na trendy w modzie. Sukienkę, w której będę się czuła dobrze.  I z połyskiem.

Materiał (1,20 m) - satyna bawełniana, z pewną domieszką syntetyków - dla rozciągliwości, z subtelnym połyskiem dla elegancji. Kolor, jak widać, kawa z mlekiem.  Podszewka elastyczna (1 m) - bo tak, sukienka jest na podszewce. Satyna bawełniana bez podszewki nie wygląda dobrze, chyba że: primo - ma się idealną figurę (bo poprzez swój połysk satyna świetnie podkreśla nasze "nabyte nierówności") lub jest się manekinem, secundo - jest to koszulka nocna. Kolejna zaleta podszewki w sukienkach z satyny - mniej się gniotą i nie wybijają się na pupie.  Cóż jeszcze?  Zamek kryty z tyłu. Odszycia podklejane flizeliną elastyczną. A fason... ach fason! Super. Kolejna sukienka, gdzie przód taki skromny, a tył - dekolt V - cudo.  Oczywiście wykrój pochodzi z Burdy, numer 2/2009, model 124. I tak sobie myślę, a może taką z koronki, bo ta satyna...

A czy się pokuszę jeszcze kiedyś na szycie sukienki z satyny i na podszewce, to się okaże. Wolę podszewkę wszywać do płaszcza...




Epizod 7/52

Niedziela w kolorze orange.

 Jak na osobę, która za czarnym nie przepada i lepiej jej  w kolorze, to sporo szarego  naszyłam. A teraz pora na kolor i pora na pozbycie się dresików bez wyrazu, i pora na przygotowania do wiosny, i pora na obudzenie w sobie pokładów energii, i pora pozbyć się "nie-chce-mi-się". Zacznę jednak od koloru, koloru zalegającego, koloru nadającego charakter tkaninie zwanej punto. Z materiału, który w swym zaleganiu niejeden raz zmienił swoje przeznaczenie, i z wykroju na bardzo elegancką kreację, powstała sukienka codzienna. Sukienka w kolorze pomarańczowym.

Wykrój pochodzi z Burdy 10/2012, model 128. Jakieś zmiany? A owszem, wszak zamiast proponowanej organdyny użyłam dzianiny. Zmiany były nieuniknione. Zwęziłam plecy, jak zwykle za szerokie były. Już na etapie krojenia zmieniłam podkrój rękawów, by wszyć je wyżej. Zwiększyłam podkrój dekoltu przodu i tyłu.  Oczywiście zmiany spowodowane były nie tylko doborem tkaniny, ale i jej ilością. Stąd i krótki rękaw i długość spódnicy - 58 cm. Do tego ta moja maszyna, no obraziła się, czy coś...? Znowu się zbuntowała i musiałam się przesiąść na cięższy kaliber, Finesse ( nie daj Boże, jakby tak na nogę się zsunęła, no po nodze ).  Takie pomarańczowe punto bardzo przyjemnie się szyje i nie trzeba obrzucać, ale jak ktoś chce... 

Epizod 6/52

Przodem na tył!

 "Kochanie, sukienkę ubrałaś odwrotnie!" . Nie no! Tak?!  Nie! Aaaa dekolt z tyłu! Czy dekolt nie może być z tyłu?  Tylko z przodu ma być? Faceci to się nie znają...na sukienkach. Na garderobach się znają, takich z płyt i z półkami i wieszakami i drzwiami przesuwanymi i na szafach w ogóle... Na sukienkach nie.  A moja najnowsza sukienka z  Burdy 12/2015, model 109, ma fajny dekolt na plecach.  Zanim jednak stał się fajnym dekoltem, z zakładkami rozchodzącymi się promieniście, przysporzył mi trochę kłopotów. Wybrałam rozmiar 40, nie, nie, z plus size nie zeszłam. Jednak na forach pojawiały się zdania, że sukienka szeroka, więc skoro tak, wzięłam rozmiar mniejszy. Ponownie wybrałam scubę, cieńszą, bardziej wiotką. Ponownie maszyna odmówiła posłuszeństwa, tym razem ta starsza i to od razu na starcie. Kombinacje na poziomie igły zakończyły się założeniem tej do jeansu ( ???!!! ). Ale już na docisk sopki nie miałam wpływu, no i jak już szyła, to rozciągała scubę aż miło! Przeszłam na zygzak i trochę rozciąganie udało się zniwelować. Przód sukienki - sama skromność i bezproblemowość. Tył jednak mi się nie widział, to znaczy widział mi się dorodny tył w mega zakładkach. Pozwężałam boki, duuuużo, ok. 4 cm i jeszcze ku dołowi więcej, a rozmiar 40.  Kieszeni na szczęście nie wszyłam od razu, miałam mniej prucia. No i ten tył: przeszyłam jeszcze raz zakładki, zaprasowałam - na ile scuba pozwoliła i wszyłam odszycie. Trochę się bałam, że materiał plus zakładki będą naciągać tył, ale nawet nie. Wszyłam kieszenie. Pierwsze podwijanie zakończyło się powstaniem falbanki i stwierdzeniem, że nie ta długość. Skróciłam, doszyłam plisę i podwinęłam. Podszewki nie wszyłam, co za dużo, to nie zdrowo, odszycia wystarczą. Po wstępnych występach ( jeden koncert, jedna sesja, jedne urodziny ) stwierdzam, że bardzo lubię tę sukienkę. Jest wygodna, i jak przód nie wywołuje sensacji, tak tył robi wrażenie :)

Na przyszłość planuję uszyć taką sukienkę, ale bez zakładek i drugą z takimi zakładkami, ale na przodzie i z paskiem.

Epizod 5/52

Rozmiar z plusem - czyli boska.

Plus size. Okazało się, że jestem PLUS SIZE. Normalne, z naciskiem na normalne, rozmiary są do 38. Od 40 w górę jest PLUS SIZE.  No to się porobiło...  Z Burdy szyję rozmiar 42, czyli jestem na "plusie", szkoda, że tylko przy rozmiarze.... Swoją drogą, zawsze podobały mi się propozycje dla pań z serii "duże jest piękne". Nie zmartwiłam się.  Wykroiłam więc duuuży rozmiar 42, model 112 B, Burda 2/2016. Co za sukienka!!!! Boska!!!! Ta linia, ta falbana, ach!!! Na sukienkę wybrałam czarną scubę ( szlachetniejsza wersja bistoru ), mięsista, rozciągliwa ( chyba pierwszy raz postąpiłam zgodnie z zaleceniami szanownej redakcji ), z połyskiem lekkim. Szyłam, będąc coraz bardziej zachwyconą, bo ta sukienka, falbana, no boskie... Nic to, że PLUS SIZE. Nic to, że młodsza maszyna nie chciała szyć scuby, mimo wielu zmian igieł, nici i innych kombinacji, z coachingiem włącznie. Nic to, starsza maszyna ( jakieś 20+ pod stopką )  dała sobie radę. Gdy do końca zostało jeszcze tylko podwinąć, nadeszła "końcaświata", w postaci wirusa jelitowego. "Końcaświata" miała same minusy, o których wolę nie wspominać...., "końcaświata" miała dwa plusy: świetnie oczyściła układ trawieny oraz wzmocniła mięśnie głębokie ( te, o których nie miałam pojęcia, że są...).  Potem tylko dwa dni w pozycji horyzontalnej i na diecie NNJ (nic nie jem ) i już po "końcaświata".  Moja boska wisiała sobie w tym czasie na manekinie. Przymiarka. Na mnie wisiała bardziej. Prucie, przeszywanie, prasowanie... Żmudny proces zwężania nie ominął rękawów, do tego skróciłam je do 37 cm .  Zeszłam chyba do rozmiaru 40, ale to dalej plus size...;) Falbanę podwinęłam z pomocą taśmy termicznej. Wiem, wiem,  dzianiny na taśmie się nie trzymają, ale założyłam, że dół falbany nie powinien się naciągać, no i że scuba trochę grubsza, więc powinno się trzymać. Dodatkowo taśma termiczna usztywniła dół falbany, dzięki temu ładnie się układa. 

Uff, zdążyłam. Sukienka jest. Czyli jestem na plusie :)